„Zadzwoń, jak dojedziesz”
Jakub Bączykowski
Jeden wyjątkowy dzień. Miało być tak pięknie. Informacja o nowej pracy, przeprowadzce do innego kraju. Może jakieś gratulacje, a nawet małe świętowanie... Jak ten dzień mógł pójść tak źle? Trójka rodzeństwa spotyka się w domu rodzinnym, a każdy z nich ma swoje trudy i rewelacje do ogłoszenia, sprawi, że może dojść do istnej burzy!
Kiedy Mateusz wchodzi do domu ojca, uderza go kilka rzeczy. Okazuje się, że staruszek ma schowane buty (bo nie wychodzi z domu). Zupełnie jakby postarzał się nagle o 10 lat (a przecież widział go zaledwie.... no tak kilka tygodni wcześniej). Kiedy usiadł w swoim fotelu, jakby zmniejszy się o kilka rozmiarów. I ten nieobecny wzrok. Wzrok odpływający gdzieś, w którym brak tej iskry, która zawsze tam była. Co się dzieje z ojcem? Czy można go tak teraz zostawiać? Jak skończy się narada rodzeństwa? Czytajcie.
Książka wzruszyła mnie i dała do myślenia. Porusza wiele interesujących tematów. Nie tylko ten o opiece nad rodzicami, który jest tu głównym akcentem. Opowieść skupia nasz wzrok również na historii ludzi. Pokazuje, jak na nas patrzą inni, jak nas osądzają z boku. Mamy tu trójkę rodzeństwa, które tak naprawdę zupełnie się nie zna. Nie wiedzą o swoich sekretach, tym jak się w młodości zwiedli, jak zostali w dzieciństwie zranieni i jak teraz wpływa to na ich życie. Często rodziny udają nawet przed najbliższymi co dzieje się u nich. Nie chcą obarczać innych problemami, nie potrafią zaufać, czy lubią fasadę i mur, którym się otaczają. Często udaje się to na jakiś czas, ale później kłamstwa czy niedopowiedzenia wychodzą na jaw. Niektóre sekrety jednak zostają głęboko w sercu i już nic ich stamtąd nie ruszy.
Za możliwość przeczytania książki dziękuje Wydawnictwu Mięta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Miło mi, że masz ochotę podzielić się ze mną swoimi myślami. Dziękuję!